niedziela, 17 lutego 2013

Wyjście na sushi do Arigato w Gliwicach

Tym razem wpis będzie troszkę inny, bo to nie jak przygotowywałam potrawę, ja tylko jadłam. We czwórkę wybraliśmy się do Gliwic, do baru sushi "Arigato". Było to moje pierwsze zetknięcie z tą formą japońskiej kuchni. Jechałam ze sporą obawą. Kuchnie chińską uwielbiam i mogłabym ją jeść na okrągło. Za to jeśli chodzi o sushi obawiałam się, czy mi to będzie smakowało. Tym bardziej, że porcje sushi nie należą do tanich. Nie ma się co dziwić cenie, gdy weźmiemy pod uwagę wykorzystywanie świeżych składników i ich koszt. 
Mogę teraz z czystym sumieniem napisać, że jestem zachwycona sushi i jeśli będzie okazja, to znów pojadę i z przyjemnością zjem. Zaskoczyła mnie sytość tej potrawy, bo na pierwszy rzut oka są to takie małe kawałeczki, a po zjedzeniu kilku człowiek jest najedzony. Myślałam, że zjem kilka i dalej będę głodna, zaznaczam, że z domu jechałam po śniadaniu i trochę pochodziliśmy po Gliwicach. Do baru sushi "Arigato" trafiliśmy po południu i był to dla nas obiad.  W planie miałam zatrzymanie się po drodze do domu gdzieś na kebaba, albo coś podobnego.  Obawy okazały się niepotrzebne i jeszcze okazało się, że nie zjedliśmy wszystkiego, a resztę dostaliśmy do domu na wynos.  
Pokazane poniżej porcje są na wie osoby, nasza była ta z pierwszego zdjęcia. Każdy ma swój mały talerzyk, małą miseczkę na sos sojowy i pałeczki. Każdy kawałek sushi wkładamy do niewielkiej ilości sosu sojowego i zjadamy.  Dla amatorów ostrego jedzenia podawane jest wasabi (to zielone na talerzu). Natomiast to różowe to nie łosoś, tylko marynowany imbir, mi bardzo smakował, choć pozostali określili zgodnie, że smakuje jak mydło.
Do jedzenia dostaliśmy pałeczki i uważam, że dobrze, bo nie wyobrażam sobie jeść sushi widelcem. W domu próbowałam i mi nie wychodziło, poszłam po pałeczki i od razu lepiej się jadło. Jak dla mnie bardzo prosto je się pałeczkami i nigdy nie miałam z tym problemu.

  

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz